napis_starryhopes

Łączna liczba wyświetleń

Witaj.
Znalazłeś się na blogu z opowiadaniem fanfiction z mangi/anime Naruto. Wszystko, co tutaj tworzę jest w pełni moim pomysłem, a relacje między bohaterami mogą się nie zgadzać z oryginałem. Treść jest przeznaczona dla osób +18, dlatego nie odpowiadam, jeżeli ktoś niepełnoletni to przeczyta.
Zapraszam, S.

paring: ItaSaku
typ: świat rzeczywisty, romans, muzyka
autor: Shayen
data założenia: 05.02.2018
data zakończenia: 26.05.2018

Obserwatorzy

2/06/2018

rozdział pierwszy

Shayen: Staram się nigdy nie pisać niczego na początek, ale tym razem będzie ciut inaczej. Już na sam start chcę podziękować Blue Bell za to, że nakłoniła mnie, by założyć tego bloga. GDYBY NIE TY, TO NIE BYŁOBY GO. <3 Wielkie, wielkie całusy dla Ciebie za to, i również za wytrzymywanie moich próśb o zerknięcie do tego tekstu. Nie wspominając o poprawkach! Jesteś niezastąpiona! <3
Tak naprawdę miała to być jednopartówka. Ale rozrosła się ona do takiej ilości stron, że aż grzechem byłoby nie stworzyć z tego, czegoś więcej (Blue <3). Nie oczekujcie jakiegoś długiego rozwoju akcji. Jak wspomniałam - ten tekst miał być zupełnie czym innym, więc relacje pomiędzy głównymi bohaterami będą szybko postępowały. 
Przewiduję na dzień dzisiejszy siedem rozdziałów + krótki epilog. Liczba ta może ulec zmianie na mniejszą, bądź większą. Wszystko zależy od tego, w ile dokończę całość.
Mam 80%, więc rozdziały będą co tydzień! Huahahah. Mam nadzieje, że się cieszycie, bo ja BARDZO. 
No to heja!
I dzięki raz jeszcze Blue. <3

ps. utwory są zlinkowane pod tytułem
pps. gdyby to by była jednopartówka, to nosiła by nazwę You are my shining star.


*


- Co za perwers! – Maszerowałam podenerwowana korytarzami wytwórni muzycznej Honoki. Przez myśl mi nie przechodziło, że ten facet musiał zachować się tak
b e z c z e l n i e.

- Dobre, dobre – starszy, posiwiały mężczyzna kiwał głową na boki pod rytm muzyki, która wydobywała się z odtwarzacza. Uśmiechałam się uradowana słysząc te pochwały. Miałam dobre przeczucia, co do końca tego spotkania.
- Masz wspaniały czysty głos, to trzeba przyznać – podniósł rękę do brody i obserwował mnie uważnie spod przymrużonych powiek. Melodia się skończyła wypełniając gabinet ciszą. Wyciągnął dysk i ułożył go w opakowaniu przede mną. Przez dłuższą chwilę się nie odzywał. Ostatecznie podparł podbródek na splecionych rękach przed sobą. Z przymkniętymi oczami powiedział:
- Ale z taką muzyką się nie przebijesz. Ludzie nie przyjmą tego w naszej wytwórni jako solowej wokalistki – otworzyłam usta w zdziwieniu, nie rozumiejąc. Przecież tak bardzo wychwalał tę muzykę!
- Ale… - zająknęłam się. On podniósł się gwałtownie z miejsca i obszedł biurko. Usiadł na nim zaraz obok mojego krzesła. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł mi po ramionach czując, jak blisko się znajdował – przecież podobało się panu!
- Owszem – uśmiechnął się w dziwny sposób, a moje zaniepokojenie wzrosło. – A wiesz co mi się jeszcze podoba? – Pochylił się do przodu, a nieprzyjemny oddech owiał moją twarz. Skrzywiłam się i odsunęłam od razu do tyłu. On jednak zbliżył się jeszcze bliżej i nieoczekiwanie chwycił za przód mojej bluzki, odchylając ją.
Strzepnęłam jego dłoń wstając gwałtownie. Krzesło poleciało na podłogę z hukiem.
- Co pan wyprawia?! – Wykrzyknęłam – jest pan nienormalny?!
- Uspokój się dziewczyno – odparł z chytrym uśmiechem i odchylił się do tyłu, patrząc na mnie z góry. To, że to ja stałam, nie miało żadnego znaczenia. Czułam się poniżona – nie zależy Ci na karierze? – Pokręciłam głową z obrzydzeniem nie mogąc pojąć, jak można być takim człowiekiem. – Jeśli zrobisz zaraz co nieco, to mógłbym się zastanowić raz jeszcze nad moją decyzją.
- Jest pan obrzydliwy. Nie ujdzie to panu płazem – chwyciłam z grymasem swoją płytę i ruszyłam stanowczym krokiem do wyjścia. Nie zamierzałam dać się sprzedać. Miałam szacunek do samej siebie, w przeciwieństwie do niego. Zanim wyszłam usłyszałam jego chrapliwy chichot i słowa:
- Beze mnie nie osiągniesz niczego. Jeszcze tu wrócisz, kochanie.

- Obrzydlistwo – mruczałam pod nosem patrząc pod nogi. Właśnie zaprzepaściłam swoją jedyną szansę na prawdziwą, wielką karierę. Na jej początek. Ale to, czego wymagał ten mężczyzna było nie do przyjęcia! Jak ktoś taki może być na takim stanowisku? UGH. Warczałam w myślach i wyklinałam tego starego perwersyjnego dziada. W ułamku sekundy poczułam, jak odbijam się od czyjegoś ramienia i ląduję na podłodze. W międzyczasie szelest wyrzuconych dokumentów powoli opadał, a po podłodze rozniósł się zgrzyt rozrzuconych, plastikowych opakowań.
- Och, matko! Najmocniej pana przepraszam! – Obruszyłam się widząc, że wszędzie dookoła leżą porozrzucane rzeczy, a mężczyzna przede mną poprawia okulary na nosie. – Nic panu nie jest?
- Nie, wszystko w porządku – dostrzegłam tylko grymas na jego twarzy, jak zaczął zbierać wszystko. Nie zastanawiając się dołączyłam do niego. Chwyciłam w dłoń czarne opakowanie własnego nagrania i wstałam na proste nogi.
- Dziękuję – odebrał ode mnie rzeczy. Był to wysoki, dojrzały mężczyzna z bujną czupryną brązowych włosów. Ubrany był w eleganckie spodnie i białą koszulę, której rękawy były podwinięte do łokci. Nie mogłam nie dostrzec tego, że był cholernie przystojny. Nie zdążyłam się odezwać, gdy w mgnieniu oka odwrócił się i zaczął odchodzić.
- Proszę patrzeć przed siebie na przyszłość – uchyliłam usta i wpatrywałam się w jego plecy. Pokręciłam głową na boki niedowierzając, że to wszystko musiało akurat dopaść tego dnia mnie.

Była godzina dwudziesta trzecia, gdy stanęłam na środku czarnej ulicy. Słyszałam głośną muzykę, która rozbrzmiewała z klubu naprzeciwko mnie. Dwaj postawni mężczyźni pilnowali zejścia do drzwi i wpuszczali jedynie uprzywilejowane osoby. Długa kolejka ludzi zawijała się aż za budynek. Widziałam pełno wyzywająco ubranych kobiet z bardzo mocnym makijażem, wokoło których kręciło się od groma mężczyzn. Już w samej kolejce mogłam dostrzec, jak ocierają się o siebie. Obleśne. Skrzywiłam się z niesmakiem podchodząc bliżej schodków. Ku mojemu zdziwieniu dostrzegłam też parę młodziutkich nastolatek i nie mogłam uwierzyć, że ktokolwiek pozwolił im tu być. Pokazałam dwóm gorylom na wejściu przepustkę i prześliznęłam się między nimi, słysząc niezadowolone jęki za plecami. Sorki kochani. To nie wasza noc. Otworzyłam drzwi i przechodząc pod kotarą dudniące basy wypełniły moje uszy. Przede mną rozciągała się ogromna sala w piwnicy, a wokoło było widać tylko grupy tańczących i podskakujących osób. Zapach alkoholu i potu można było wyczuć w powietrzu. Zaciskając pięści zaczęłam przeciskać się między ludźmi. Czułam ciepło innych ludzi na odsłoniętych fragmentach skóry, przez co starałam się dostać do mojego celu jak najszybciej. Odetchnęłam stając za ladą baru. Kiwnęłam Ino, która polerowała szklanki i pomachałam Kibie, który natomiast rozlewał alkohol jakieś brunetce.
Uwielbiałam tę pracę. Nieustanny kontakt z ludźmi, muzyka, taniec. Owszem, miało to o wiele więcej minusów, jak plusów, ale kochałam to też z innego powodu. Tutaj czułam się wolna. Nie musiałam udawać nikogo ani nie udowadniać nic nikomu. Byłam panią samej siebie.  Nie mogłam zapomnieć o przyjaciołach, których zdobyłam w międzyczasie. Od roku, kiedy tutaj jestem, przewinęło się tu naprawdę wiele nowych pracowników. Jednak Ino i Kiba zawsze byli częścią, która była niezmienna i wspierali mnie w moich marzeniach. To dzięki nim odkryłam w sobie odwagę, do realizacji ich.
Miałam dwadzieścia trzy lata i mieszkałam sama w Tokio, wynajmując pokój u starszej kobiety. Na nic więcej nie było mnie stać, jednak nie czułam potrzeby zmian. Wszystko mi wystarczało. Miałam własny kąt, a to było najważniejsze. Mając osiemnaście lat zostałam wyrzucona z sierocińca, a jedynym, co posiadałam, była moja stara, zniszczona gitara. Nie miałam rodziny, nie miałam żadnych krewnych, żadnego spadku.

Powinnam była umrzeć.

A jednak przetrwałam. Dzięki muzyce. Poszłam do pomocy społecznej i udało mi się zdobyć drobne fundusze na jakikolwiek start. Nie było jednak tego wystarczająco, aby opłacić choćby czynsz na miesiąc za mieszkanie czy pokój, nie wspominając o jedzeniu. Byłam młoda, ale mój bagaż doświadczeń był tak ogromny, że każdy inny by się poddał.
To nie tak, że nie było ciężko. Niejednokrotnie miałam ochotę sama to zakończyć. Nigdy nie zapomnę tych nocy pełnych cierpienia, głodu i śmiertelnego zimna, które obezwładniało moje ciało. Nie byłam wstanie się ruszać, nie miałam dla kogo żyć. Tułałam się od jednego mostu do drugiego, od jednej ławki w parku do drugiej. Schrony dla bezdomnych były ogromnie niebezpieczne dla takiej jak ja. Młodej, nieświadomej, naiwnej, że ktokolwiek jej pomoże. Ogromna blizna na moim brzuchu była świadectwem tego, że nie powinnam ufać komukolwiek.
A jednak zaufałam.
Pojawiła się nieoczekiwanie tam, w tym tłumie, który chciał posłuchać mojej gry. Gdy udało mi się skorzystać z prysznica publicznego i uprać pojedyncze rzeczy, które nosiłam ze sobą w plecaku, od razu szłam na ulicę grać. Wtedy prezentowałam się lepiej niż na co dzień, dlatego zawsze zdobyłam trochę pieniędzy. Jednak jak grałam, cały mój świat się zmieniał.
Nie siedziałam na zimnej, betonowej ziemi. Chłód nie wnikał w moje plecy ani nie byłam bezdomna.
Odnajdywałam mój własny dom. Pełen kolorów, nadziei na lepsze jutro, wiary w samą siebie i w miłość, która gdzieś tam czekała i tliła się wewnątrz mnie. Kochałam melodie, uwielbiałam dźwięki. Wciąż miałam w głowie linie poznaczone czarnymi nutami, a palce same wygrywały odpowiednie tony. Znałam muzykę tak dobrze, jak nic innego. To ona zawsze pozostawała ze mną i pokazywała, że mam po co żyć. Póki ona była, nie obchodziło mnie to, czy mam dach nad głową, czy walczę o przetrwanie każdego dnia. Razem stanowiłyśmy jedność i nic nie było w stanie jej zniszczyć.
Wtedy, gdy całe to zbiegowisko się rozstąpiło – stała tam. Drobna, długowłosa blondynka w białym płaszczyku i obserwowała, co robię.
Tak poznałam Ino, która dała mi nowe światło i nadzieje. Przyjęła do siebie, zapewniła pracę, zaopiekowała się mną, mimo, że sama miała niewiele. Tego długu nie będę w stanie spłacić jej nigdy. To był dług życia. Wiedziałam, że to wszystko mam tylko dzięki niej. Była dla mnie jak siostra, opiekunka i najwspanialsza przyjaciółka, jaką ktokolwiek mógłby posiadać.
Po jakimś czasie zamieszkałam sama, nie chcąc być dłużej jej utrzymanką. Tak wiele pieniędzy musiało ją to kosztować. Dzięki temu, że sama mogłam zarabiać, byłam w stanie odłożyć nieco po paru miesiącach i znaleźć własne lokum. W głowie jednak miałam wciąż to, jak wiele jestem jej winna.
Grałam dla niej. To od niej dostałam nową gitarę, która kosztowała astronomiczne sumy. Nie miałam jednak sumienia nakazać jej ją oddać po tym, jak rozpłakała się odbierając moją odmowę na opak. Oczywiście później to wszystko okazało się być na pokaz, jednak obraz jej smutku na zawsze wrył mi się w pamięć. Nie chciałam nigdy widzieć jej cierpienia, gdy posiadała tak ogromne serce.
Z dnia na dzień grałam więcej i poznawałam muzykę na nowo. Tak wiele emocji, które przelewały się we mnie od samego początku, znajdowało ujście w słowach piosenek. Pisałam muzykę i teksty, a grube ściany mojego pokoju zapewniały mi ciągłą możliwość śpiewania. W końcu poczułam się bezpieczna i szczęśliwa czując to ciepło.
Nadeszły dni, gdy Ino zaczęła mnie namawiać na nagranie czegokolwiek. Uważała, że mam ogromny talent, który marnuje się nieodkryty. Nie byłam co do tego przekonana. Nie byłam kimś wyjątkowym. Byłam tak naprawdę nikim zanim ją spotkałam. Dlaczego miałabym być czymkolwiek obdarowana przez los, prócz niedoli?
A mimo to dałam się jej skusić. We dwie odkładałyśmy pieniądze przez wiele miesięcy, aby móc dostać się do studia nagrań. Nie było prestiżowe, czy chociażby znane. Była to mała kanciapa na rogu ulicy, której właścicielem był jakiś zgorzkniały, starszy mężczyzna, którego syn był muzykiem. Zażądał od nas ogromnej sumy za nagranie czterech utworów, ale wciąż było to najtaniej.
Chodziłyśmy we dwie po różnych osobistościach i podrzucałyśmy kopie, komu tylko się dało. Telefon zadzwonił kilka razy, jednak były to jedynie oferty na jakieś pojedyncze i prywatne spotkania, dlatego zaraz potem rzucałam słuchawką. Los jednak się do nas uśmiechnął, gdy spotkałyśmy Kibę.
Zaczął pracować w naszym klubie od pewnego czwartku, a Ino wpadła mu w oko od razu. Widziałam, jak zaczynają kręcić ze sobą, a flirty co raz bardziej przestawały być niewinne. Znaleźli się w końcu w tym kulminacyjnym momencie, gdy nie mogli utrzymać emocji na wodzy.
Co to ma się do sprawy? Kiba ma znajomości. A dokładniej rzecz ujmując – jego starsza siostra ma. Jest zawodową tancerką w większej firmie, która udostępnia ludzi na koncerty oraz różne zgromadzenia. Dałyśmy jej parę kopii mojego „albumu”. Jednak linia wciąż milczała.
Traciłam nadzieje na cokolwiek, utwierdzając się w tym, że nie jestem nikim szczególnym. Przychodziłam do pracy dzień w dzień ciesząc się tym, co mam. Uśmiechałam się widząc radość w oczach Ino, gdy spoglądała na szatyna. Sama dobrze się bawiłam w klubie.
Nie zapominając o tym, że miał on scenę. Raz na jakiś czas organizowano tu muzykę na żywo i robiono pomniejsze koncerty. Na te drugie jednak nie mieliśmy wstępu, bo właściciel udostępniał lokal na wyłączność klientowi. Starałam się również i jemu przekazać własny krążek, ale wychodząc z jego gabinetu widziałam, jak wyrzuca go od razu do śmieci.
Gdy miałam możliwość – śpiewałam. Ostatecznie było nam pisane zostać tylko w dwójkę z muzyką i nie przeszkadzało mi to. Widownia w postaci Ino i Kiby, którzy rozumieli mnie w zupełności mi wystarczała. Nie zapominając o pojedynczych występach w klubie, jeśli udało mi się wśliznąć. Te ostatnie momenty były dla mnie jednymi z najcenniejszych. Nigdy nie będę w stanie zapomnieć tego uczucia.
Okazało się, że to jeszcze nie koniec. Dwa dni temu telefon Kiby zadzwonił, a jego siostra poinformowała go, że ktoś przekazał mój dysk dalej. Wielkim szczęściem zainteresował właściciela ogromnej, tokijskiej wytwórni muzycznej Honoki, która zajmowała się wychwytywaniem młodych talentów. Nigdy nie zapomnę euforii, która mnie w tamtym momencie ogarnęła. Pojawiła się dla mnie kolejna szansa, promień w tunelu.
A teraz został i on zgaszony.
Potrząsając głową zgorzkniała zorientowałam się, że wciąż stoję w pomieszczeniu dla pracowników. Wrzuciłam pospiesznie plecak do metalowej szafki i zakładając na wieszak moją czarną, futrzastą kurtkę, zamknęłam drzwiczki. Kupiłam to futro na pchlim targu i łatając pojedyncze dziury w podszewce, byłam szczęśliwa mając ją. Była jedną z porządniejszych rzeczy w mojej szafie.
Weszłam z powrotem na sale i zgarnęłam różowe włosy na lewe ramię. Od razu poczułam jak Ino trąca mnie biodrem i uśmiecha się zadziornie.
- Opowiadaj! Co ci powiedział? Kiedy się wyprowadzasz?! – Zapiszczała mi do ucha, aż musiałam się za nie złapać. Skrzywiłam się zniesmaczona, ale chwile potem wysłałam jej smutny uśmiech. Wzruszyłam ramionami i podeszłam do blatu, biorąc ścierkę i ścierając go.
- Nie wyprowadzam się nigdzie – machnęłam gwałtowniej ręką, a wściekłość ogarnęła mnie znienacka. Rzuciłam ścierką na ladę z alkoholami. Kiba, który właśnie szedł do nas pospiesznie, aż musiał przytrzymać butelki.
- Łoł. Maleńka, widzę, że nie było za dobrze – odparł stając prosto. Zamknęłam oczy chcąc załagodzić ten ogień gniewu, który zapłonął wewnątrz mnie.
- Za dobrze?! Ten facet chciał bym zrobiła mu dobrze, w zamian za współpracę! – Krzyknęłam i zaczęłam wymachiwać pięściami w górę – pojmujecie to? Taka wytwórnia i takie coś! – Prychnęłam i założyłam dłonie na piersi.
- Chyba żartujesz! – Widziałam, jak Ino aż czerwienieje lekko na policzkach, czując ten sam gniew co ja. – Jakimi prawami teraz to wszystko się rozgrywa! Jakiś absurd – zaczęła kręcić głową na boki. Poczułam, jak duża męska dłoń chwyta mnie za ramię, a druga taka sama zrobiła identycznie u Ino.
- Nie martwcie się. Coś wykombinujemy – westchnęłam ciężko czując się tak bardzo oszukana przez los. To było tak, jak bym wygrała na loterii, ale potem okazało się, że bon jest sfałszowany. Rozczarowanie było nie do opisania.
- Ekhm – doszło do naszych uszu pukanie w ladę, a spoglądając tam widziałam, jak uformowała się już spora kolejka. Wypuszczając ciężko powietrze zrobiłam krok do przodu. Musiałam obejść to. Użalanie się nad sobą nic nie zmieni.

- Sakura! – Znad głośnej muzyki dosłyszałam niewyraźne wołanie Kiby. Nie byłam jednak go pewna do czasu, aż nie szturchnął mnie nieco w bok. Odwróciłam ku niemu głowę – scena jest wolna na pięć minut. Zainteresowana? – Posłał mi chytry uśmiech i kiwnął podbródkiem na drugi kąt sali. Duża, rozświetlona już scena czekała na pierwszych wykonawców dzisiejszego, amatorskiego wystąpienia. Mały uśmiech zawitał na moich ustach.
- Oczywiście.

Stałam na scenie, a pierwsze nuty ostrych dźwięków rozbrzmiały dookoła mnie. Stałam tyłem do widowni, ale wyraźnie słyszałam ich podekscytowane głosy. To było podniecające. Czułam się żywa, stojąc tam i czerpiąc tę moc z ich uwagi. Muzyka wypełniała każdą komórkę mojego ciała.


When i was darkness at that time
my lips trembling
In the corner of my room I cry
In dire straits, these wounds running deep inside
That broken promise hurts me 

Nobody can save me
God, just one thing.
Stop this love of mine that's tearing me up 

I need your love. I'm a broken rose
The sadness of your song falls down on me
My life is lonely and I've nowhere to go
I need your love. I'm a broken rose
Oh baby, help me from frozen pain
With your smile, your eyes
And sing me, just for me 

I wanna need your love...
I'm a broken rose
I wanna need your love... 

When you are with me at that time
I chased after your shadow
Running barefoot, stop me
The more I try to shut it away, the more twisted this love gets
Kiss me softly and tenderly 

Nobody can save me
Like a frozen rose
I want to sleep tenderly, my tears 

I need your love. I'm a broken rose.
The sadness in my soul withers and falls
I'm a little girl, lonely and crumbling
I need your love. I'm a broken rose
Oh baby, help me from frozen pain
With your smile, your eyes
And sing me, just for me 

I wanna need your love...
I'm a broken rose
I wanna need your love... 

I need your love. I'm a broken rose
The sadness of your song falls down on me
My life is lonely and I've nowhere to go
I need your love. I'm a broken rose
Oh baby, help me from frozen pain
With your smile, your eyes
And sing me, just for me 

I wanna need your love...
I'm a broken rose
I wanna need your love...

Nie wiedziałam, co mnie popchnęło do tego, aby napisać coś akurat takiego. Nigdy nie byłam zakochana, nikt nigdy mnie nie skrzywdził w ten sposób. A jednak patrząc na szczęśliwą Ino, obserwując zakochane pary na ulicach w parku, czy w samym klubie czułam pewną tęsknotę. Wewnątrz mnie tliła się potrzeba uzewnętrznienia tego, co tak zakiełkowało się w przypływie tych uczuć. Mimo, że miałam wszystko to, o czym marzyłam – wewnątrz brakowało mi jednej cząstki układanki. Zapełniała się ona podczas śpiewania, grania, słuchania, ale zawsze powracała.
Stałam tam, odbierając oklaski widowni, a uśmiech sam pojawił się na moich ustach. Oddychałam głęboko napawając się tym. Kątem oka zauważyłam, jak wokalista jakiegoś zespołu wchodzi na scenę i patrzy wyczekująco. Uniosłam dłoń do góry i zeszłam.
Kochałam to.

Obudziłam się o trzeciej po południu. Patrząc na to, że słonce już wschodziło, gdy dopiero wychodziłam z pracy, to i tak jest bardzo dobrze. Miałam całe popołudnie i wieczór dla siebie, aby móc załatwić pojedyncze rzeczy. Wstałam i ubrałam się, by pójść zjeść śniadanie składające się z czerstwej bułki z serem białym, który stał w lodówce od czterech dni. Nie był zepsuty – to się liczyło.
Przez następny tydzień moje życie wyglądało tak, jak zawsze. Wstawałam popołudniami, jadłam cokolwiek, aby nie czuć głodu. Grałam bądź komponowałam. Gdy nie miałam humoru, chodziłam na spacery ze słuchawkami w uszach. Odtwarzałam muzykę z mojego starszej generacji telefonu, mając w myślach nowsze utwory zespołów, które są aktualnie na szczytach. Zazdrościłam im w pewien sposób po tym, jak Ino rozbudziła we mnie nadzieję na coś więcej. Pozostawało mi jednak żyć i grać. Tak, jak zawsze to robiłam.
W następną środę, od tego pamiętnego dnia w wytwórni, zapukałam do drzwi Kiby i Ino, która wprowadziła się do niego jakiś czas temu. Zostałam zaproszona do nich na małe pogaduchy przed pracą. Nie spodziewałam się jednak ujrzeć Hany siedzącej u nich na kanapie. Uśmiechnęłam się do niej i odwzajemniłam uścisk, którym mnie powitała.
- Cześć Sakura. Jak się trzymasz?
- Jak zawsze – wzruszyłam ramionami i dosiadłam się na miękkich poduszkach. Kiba usiadł na fotelu, a Ino na jego kolanach. Widziałam, jak obejmuje ją opiekuńczo i sadza nieco wygodniej na sobie. Dziwne ukłucie poczułam w sercu, jednak zignorowałam je.
- Wybacz za to, co się stało. Nie spodziewałam się po Kabutomushim czegoś takiego. Zawsze wydawał się spoko podczas spotkań organizacyjnych – machnęłam ręką nie chcąc tego dalej roztrząsać. Kolejna ślepa uliczka, do której już zapamiętałam drogę. Nie ważne co by się wydarzyło nie wrócę tam wiedząc, czego oczekuje ode mnie ten obleśny staruch. Nie zamierzałam wchodzić nikomu do łóżka tylko po to, aby cokolwiek osiągnąć. Nie tak to powinno działać.
- W ogóle słyszeliście? – Ino podekscytowana podskoczyła na kolanach swojego chłopaka – ma się odbyć festiwal za dwa miesiące w Tokio. Wszystkie zespoły na topie od metalowych po popowe mają wystąpić na jednej scenie.
- Co to za sens? – Przejechał po jej ramionach rękoma uspokajająco Kiba – przecież fani się pozagryzają na widowni. Rozumiem jeden gatunek, ale wszystkie?
- Niby masz rację – kiwnęłam głową w stronę chłopaka w potwierdzeniu. Podciągnęłam kolano pod brodę – ale z drugiej strony, jeżeli dobrze by obmyślili strefy, to może wyszłoby to nawet na plus? No bo hej. W ten sposób będzie można poznać coś nowego.
- O to to to to – Kiba zaczął wskazywać na mnie palcem z dużym uśmiechem – widzę, że komuś główka pracuje – Ino pacnęła jego palec.
- Możliwe, że tam będę – wzruszyła ramionami Hana – Churippu tam będzie, a z tego co mi wiadomo jutro będą robić przydział. Zawsze jestem z nimi na scenie – westchnęłam zachwycona perspektywą tak dużej widowni. Marzeniem byłoby wystąpić przed taką ilością ludzi. Przymknęłam oczy na chwilę.
- Z tego co mi wiadomo wokalistka z Akatsuki odchodzi, prawda?
- Tak, a co? – potwierdziła Hana słowa brata.
- Będą mieć zatem problem na ten festiwal. Są numerem jeden, więc wręcz dziwnym by było, gdyby ich zabrakło – Ino zakręciła lok swoich włosów na palcu.
- Na pewno coś wymyślą, muszą w końcu. Nie było żadnych informacji o castingu, więc możliwe, że kogoś znaleźli.
- Kiedy w sumie to było, że wyszła na jaw ta informacja? – Zapytałam ciekawa, pierwszy raz słysząc tę nowinkę. Akatsuki od wielu lat było liderem na listach przebojów. Grali pop/rock nie bojąc się ostrych solówek. Często byli moją inspiracją, gdy to przypadkowo usłyszałam ich utwory w klubie lub w radiu. Konan miała przepiękny, kobiecy głos i ciężko jej było znaleźć równych. Oprócz niej było jeszcze czterech innych członków: Itachi jako główny gitarzysta i męski wokal, Kisame grał na basie, Hidan był drugim gitarzystą, natomiast perkusistą Deidara. Rozpoczęli swoją karierę pięć lat temu i od tego czasu ich albumy bezkonkurencyjnie otrzymywały najwyższe noty. Nie mogłam pozwolić sobie na kupno ich albumów, ale bez żadnej krępacji pożyczałam laptopa Ino. Mimo, że swoje lata miał, to jednak przeglądarka Internetowa działała na nim bez zarzutów. Westchnęłam cichutko.
- Chyba trzy tygodnie temu – Hana chwyciła paluszek ze szklanki, która była na stoliczku przed nami. Chrupnięcie rozeszło się po ścianach. Otworzyłam usta chcąc jeszcze coś powiedzieć, gdy rozbrzmiał po pomieszczeniu skrzeczący odgłos mojego telefonu.
- Sorki – mruknęłam i sięgnęłam do kieszeni dżinsowej kurtki – nie znam tego numeru.
- Odbierz – zachęciła mnie Ino majtając ręką w powietrzu. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Proszę?
- Haruno Sakura? – Głos w słuchawce był niski i zdecydowanie należał do mężczyzny.
- Tak to ja. O co chodzi? – Zacisnęłam palce na krawędziach czarnego t-shirtu.
- Nazywam się Kasai Takeda i jestem menadżerem muzycznym z wytwórni Hakucho – serce zabiło mi mocniej, słysząc tę nazwę – Miałem okazję przesłuchać pani płytę i byłbym zainteresowany spotkaniem. Chciałbym podpisać z panią kontrakt, uprzednio jednak nalegałbym o nagranie w studio – nie wiedziałam, jak się oddycha. Wstrzymałam oddech nie wierząc w to, co słyszę – moi podopieczni chcieliby usłyszeć panią na żywo osobiście – miałam wrażenie, że to jakiś sen albo żart, ale miny przyjaciół, którzy wpatrywali się we mnie z zapytaniem utwierdziły mnie, że rzeczywiście tam siedzę – halo?
- Tak, tak. Bardzo chętnie przyjmę pana propozycję – z trudem wypowiedziałam te słowa powstrzymując okrzyk radości. Nie mogłam jednak nic poradzić na ogromny uśmiech, który rozkwitł na moich ustach.
- Świetnie! W takim razie prześlę szczegóły smsem – zrobił pauzę, a ja w tym momencie poczułam jak cała drżę. Ręce telepały mi się lekko i tylko mocny uścisk na komórce powodował, że nie wypadła mi ona z dłoni. – Wpadliśmy na siebie w wytwórni Honoki na korytarzu. Wymieniliśmy się wtedy płytami. Nalegałbym, aby wzięła pani swoją, bo zależałoby mi na niej.
- Oczywiście.
- W takim razie do zobaczenia i życzę miłego wieczoru.
- Do widzenia – pikanie po drugiej stronie utwierdziło mnie, że połączenie się zakończyło. Zduszony krzyk wyszedł z mojej krtani, a ja zaczęłam wierzgać nogami ze szczęścia.
- No co jest wariatko?! – Poczułam jak Ino potrząsa mną na boki, a ja rzuciłam się jej w ramiona.
- Chcą podpisać ze mną kontrakt! Ze mną! – Przycisnęłam ją do siebie mocniej. Chwilę potem poczułam uścisk dodatkowo dwóch par rąk.
- Gratulacje Saki – śmiech przyjaciół wraz z moim rozszedł się po ścianach mieszkania. Zaczęliśmy skakać w kółku. Po dziesięciu minutach szczęścia, oklapłam na poprzednie miejsce zdyszana i rozemocjonowana. Może to był zwykły żart? Jednak sms, który przyszedł chwilę później rozwiał wszelkie wątpliwości.

Kasai Takeda
Wytwórnia Honoki, ulica Lśniących Gwiazd 13, ten piątek, godzina 12:00, Studio nr 17, proszę powołać się na moje nazwisko.

Sapnęłam i wplotłam rękę we włosy niedowierzając. Wcześniej nie było żadnego odzewu, a teraz wręcz tydzień po niewypale coś takiego. Dodatkowo to był ten facet, na którego wpadłam! Och! Uświadomiłam sobie wtedy, że rzeczywiście prawdopodobne, że wzięłam nie swoją płytę. Jak przez mgłę pamiętałam ogrom różnych dokumentów rozsypanych na podłodze. Nie odtwarzałam jej od tamtego momentu.
- Halo! Ziemia do Sakury – ręka blondynki unosiła się i opadała przed moją twarzą.
- Co, co…? – Zamrugałam zdezorientowana.
- Kto to był? – Zapytała Hana, prawdopodobnie drugi raz. Jednak nie wydawała się urażona. Uśmiechała się jak każde z nas.
- Przedstawił się jako Kasai Takeda – wyciągnęłam wiadomość przed siebie, a brunetka aż wstrzymała powietrze. Gdy je wypuściła zaczęła się głośno śmiać. Otworzyłam usta w zdziwieniu i poczułam nagły niepokój. Czyżby moje obawy się potwierdziły?
- Hana! Co jest? – Trzepnął ją brat w ramię, a ta z trudem wyprostowała się. Musiała zauważyć moją niepewność, bo zaczęła machać rękoma na boki
– Nie, nie! Nie bój się! Jak najbardziej jest to autentyczne – jak by to mógłby możliwe jej uśmiech był jeszcze większy – dziewczyno! Ty nawet nie wiesz jakie masz szczęście – ponownie zachichotała i wpadła na mnie obejmując – to menedżer Akatsuki! – Krzyknęła mi do ucha, a ja oniemiałam. Owszem – wytwórnia, z której jest już zapaliła mi lampkę ostrzegawczą. Hakucho jest światowe.
- Wywołaliśmy wilka z lasu – blondynka zaśmiała się i rzuciła na kanapę obok nas. Czułam taką radość tylko raz – gdy Ino podarowała mi dom. Teraz czułam, że moje życie zmienia się ponownie.


7 komentarzy:

  1. Chciałam wkleić te swoje słowa z pierwszego pliczku, który dotyczył tej historii. Bo śmiać mi się chce z samej z siebie, jak ja ogarnęłam, co to się stało między tym starym dziadem a Sakurą. No serio chłop nie miał za grosz ogłady. To aż dreszcze człowieka łapią jak takie rzeczy czyta. Ugh! Ale Sakura bardzo dobrze! Niech tak trzyma!
    W ogóle nie wiem czy Ci mówiłam, czy nie, ale bardzo podobają mi się te wtrącenia dot. baru itd. Może dlatego, że u mnie w historii to jest też tło dla moich bohaterów czasami xD No to takie nostalgiczne <3
    Jak już wiesz, bardzo przyjemnie się czyta. Tak się zastanawiałam właśnie, w którym momencie zakończysz ten 1 rozdział i powiem Ci, że wybrałaś idealnie <3
    Zostawiłaś niezły smaczek. I JAK TO DOBRZE, ŻE NOWY ROZDZIAŁ ZA TYDZIEŃ <3

    I ZA DUŻO SŁODZISZ MI, TU, NO. Serio, cukier mi w domu zbędny będzie. Co tam słodycze! Wejdę na SH przeczytam początek od autora i już zapas cukru uzupełniony xDDDDDDDDDDD
    Bosz, co ja ględzę!
    Ale poważka Kobietko, nie ma za co <3
    Historia jest świetna!
    BUZIAKI PRZYTULAKI <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oblech numer jeden tylko w jedynce. Zapraszam. XDD Ależ to brzmi. XDD
      Sakura twarda kobitka. Swoje zasady musi mieć!~
      A nie wspomniałaś o tych wtrąceniach, ale to sprawia, że uśmiech na facjacie się tylko powiększa. :d
      Huehehe~ Własnie chciałam może coś dalej, ale tak stwierdziłam, że nope. Nope, nope. Tutaj ideolo. Thx. XD Nie trzeba długo czekać! <3 Aż sobie przypomnienie muszę ustawić, by nie zapomnieć. XD

      A co do słooodzeniaaaaaaa. Widzisz? Przyda się! Zabraknie cukru to wiesz gdzie się zgłosić! XDDDDDD <3
      Cieszę się kurde!
      Całusy!

      ps. co ja mam z tymi wykrzyknikami?? XDD

      Usuń
  2. Internet mi padł i wyjebał komentarz, widziałam to, a i tak kliknęłam opublikuj , zanim odnowiłam połączenie :-))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))

    Meh, tak czy siak, to nie wiedziałam, że Blue aż tak przysłużyła się temu blogowi. Nie chwaliła mi się, skromnisia. xD
    Po tym tekście wyróżnionym kursywą jest mi smutno. Po prostu, zwyczajnie smutno. Ludzie to kurwy.
    Ach, no i jest ta kwestia z zapowiedzi - sierociniec. Fajnie, że Ino jest tu jej takim światełkiem nadziei i pierwszą pomocną dłonią, a nie tylko głośną i nieco narwaną przyjaciółką z wyboru. Jest i Kiba! No i w ogóle co do tej nowej wytwórni mam mieszane uczucia, bo boję się, że tam też spotka ją coś złego, ale to już chyba moje czarne scenariusze. XD
    Poza tym, czy ten kolo, na którego tam wpadła, to Itacz? XD

    Jeeeeju jak krótko, trochę jak nie ja, ale muszę jeszcze nadrobić tej Gwieździe na górze i zabrać się za ten cały projekt. xD Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo Ty. Zdolna Ty. ;-;

      A to nie dobra Blue! Co prawda rzuciła hasłem co do tego, by stworzyć osobnego bloga, co mi przeszło na myśl. Ale jej sugestia tylko mnie przybliżyła do tego, że może rzeczywiście? :D Więc, gdyby nie ona, to by nie było tego dobrego.
      Oj, ludzie tak. Nawet jeszcze gorsi. Ten zapytał chociaż! Inny by równie dobrze po prostu brał.
      Yep. Sierociniec. Nawet nie planowałam go tak naprawdę początkowo. Ale czułam, że potrzebuje ciężkiego kalibru. HUEHE. Sorki Saki, masz przekichane. Właśnie jeden plus, że spotkała Ino. 8)
      Może i czarne, nieee wieeeeeeeeeeeem. XD Ja tam lubię czarny. XD
      Nope, to nie był Itachi. XD Tego pozna w dwójce. Tamten to był menedżer Kasai.

      Oj tam krótko! Przypominam, że zżarło komentarz wcześniej. To też swoje robi. ._.
      To powodzonka w projekcie! Rozwal go. Albo nim. XD I miłego czytania 19. Jest co. Przeleciałam wzrokiem, mimo, że jestem w tyle. Polecam. XD
      Paa~!

      Usuń
  3. Przyznam, że czekałam na tę jednopartówkę(?). W sumie tego chyba nawet nie można tak nazwać. xd Nieźle się rozpisałaś, ale nie narzekam, bo mi to bardzo pasuje. :D
    Co za stary i obrzydliwy dziad. Takich to tylko powiesić za jaja na drzewie. Myśli, że jak ma pozycję, to wszyscy mu będą lizać stopy. Nienawidzę takich ludzi. Mam nadzieję, że Sakura utrze mu nosa, bo facet zasługuje na to jak cholera. A masz głupi staruchu! .
    Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że potrącenie tego faceta będzie znaczące! ^^ Sakura miała ogromne szczęście, wpadając akurat na menadżera sławnego zespołu, który na dodatek stracił swoją wokalistkę. :D I jeszcze większe szczęście, że wymienili się nieświadomie płytami, po czym on przesłuchał jej własną i podzielił się tym z resztą zespołu.
    Smutno mi się zrobiło, jak przeczytałam historię Sakury. Wyrzucono ją na bruk, nie dając szansy na normalne życie. Ludzie z sierocińca powinni zapewnić jej przynajmniej jakikolwiek start. Dobrze, że chociaż miała gitarę, bo dzięki temu poznała swojego anioła, Ino.
    I wiesz, przez ciebie zaczęłam myśleć o stworzeniu swojej historii o Sakurze i Itachim, tylko w świecie Naruto. Niby już wcześniej o tym myślałam, że to był tylko taki zarys historii.
    Czekam na kolejne części. :D Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. No to tylko się cieszyć, że pasuje. XD A najlepsze jest to, że spłodziłam to w sumie trzy dni, nie wliczając jakiś pojedynczych poprawek. No i tego, że czeka na dokończenie. XD Ale dokończyć to zaledwie trzy/cztery sceny. IZI!
    Troszkę pojechałam szablonowo, jeśli chodzi o to spotkanie. XD Nie miałam jednak czasu, by rozwijać jej starań tak długo. W końcu życie jest pełne niespodzianek i zbiegów okoliczności, prawda? :D
    Ah, coś mam do tej Ino, która ma tak wiele znaczących momentów z naszą Sakurą. Ale tak, gitara to jedna z najlepszych rzeczy jaka spotkała ją w życiu.

    Oh, tak! Ja z wielką chęcią czytałabym! Zakładaj, zakładaj. I nawet nie wiesz, jak mi miło, że jestem takim małym bodźcem ku temu. :D Dajesz, nie ma się co zastanawiać. Potwierdzone. ;)
    Zapraszam w przyszły wtorek! Rozdział już tylko czeka na publikację. Pozdrawiam również!~ ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. O kurczę, miałaś bardzo fajny pomysł na historię, czyta się szybko, miło i przyjemnie, a jedyne do czego można się przyczepić to tylko kilka błędów interpunkcyjnych, jednak ogólnie rzecz biorąc to rozdział super. Podoba mi się Twoja kreacja Ino i Sakury, a co do tego dziada z wytwórni to się nie wypowiem, bo bym go przez łeb zdzieliła :D lecę czytać dalej! :)

    OdpowiedzUsuń

Szablon stworzony przez Shayen